wczasy, wakacje, urlop
17 May 2012r.
MITOLOGIA KASZUBSKA Osobna to i rozległa dziedzina, o której zdołamy tu niestety opowiedzieć tylko fragmentarycznie. Poza czarownicami (patrz pod C) i diabłami (patrz pod D), których wiele na Kaszubach, poza demonami o charakterze wybitnie morskim (patrz GOSK) ziemia nasza pełna jest istot o tajemniczym charakterze i często zawiłych rodowodach, pełniących różne dziwne role, a coraz bardziej idących w zapomnienie. Szkoda, bo wiele w nich poezji i wiele mądrego współżycia człowieka z siłami natury na zasadzie dobrze wytyczonych granic, praw i gwarancji. Są więc oczywiście i u nas uniwersalne krasnoludki. Tu zwą się krósnięta. Przychylne dobrym ludziom i pomocne w biedzie, mogą stawać się złośliwe w razie potrzeby. Dziś przestano o nie dbać, a przecie poratowały niejednego, że wspomnimy tylko puckiego piekarza, którego ocaliły od głodu i licytacji. Nocą bowiem przyniosły mąkę do pustej piekarni i przygotowały wspaniały wypiek, a w dodatku złote talary podrzuciły do skrzyni... Dawniej nie było gospodyni, która by czegoś w garnku nie zostawiła krós-niętom do jedzenia i picia. Jeszcze bliżej człowieka trzyma się Grzenia. To uosobienie snu. Gdy kto śpiący, mówi: „Grzenia na mie jidze". Grzenia jest również w niektórych okolicach uosobieniem biedy. Gdy bieda ściska, powiadają: „Grzenia tłecze". Inne istoty nadprzyrodzone przebywają z dala od checzy. W lesie napotkać możesz Borową Cotkę — staruszkę w szacie czerwonej jak pień sosny, przepasanej zielonym pasem z igliwia. Ma diadem z szyszek na czole i niesie kosz i kij, jakby ot, tak sobie, wyszła na grzyby. Ale dobry człowiek nie potrzebuje się jej bać; Borowa Cotka to duch opiekuńczy borów i lasów, broni przed czarownicami i błędnymi ognikami, a zbłąkanych prowadzi do swego drewnianego dworku i daje _ schronienie. Przychylna dzieciom, napełnia im kosze 7 jagodami i grzybami. Ale biada szkodnikom leśnym, łamiącym drzewa, niszczącym poszycie bezmyślnym wandalom. Wysyła przeciw nim komary, osy i żmije. Dawniej nawet wilki były na jej usługach, szkoda, że ich teraz zabrakło, gdy Borowa Cotka ma ręce pełne roboty z pseudotu-rystami. Została jej jednak jeszcze najgroźniejsza broń: w wypadkach szczególnie rażących może zamienić w jałowiec. Bywa, że w lesie napotkasz też Borowca. Ten ma różną postać, mało kto go zresztą, dokładnie obejrzał. Jedni mówią, że to zły duch byłego dziedzica (najczęściej Niemca), który za życia zapisał duszę diabłu, a po śmierci straszy w swoich dawnych włościach. Tego zwą też „pański diabeł". Inni widzą w Borów-cu ducha opiekuńczego lasu. Gdy ścinają drzewa, słychać jak Borowe płacze. Jest on uosobieniem smutku i samotności, dziwnie blisko ze Smętkiem (patrz DIABŁY) spokrewniony. Gdy kto chodził markotny bez powodu, pytano go we wsi: „Spotkał te są z Borówcą w lese, że jes ta-czi smutni?" Rokitnik to nie ten ciernisty, zwany też rozmarynowcem, to również duch, raczej psotny niż szkodliwy, raczej złośliwo-figlarny niż zły. Niesforne dziecko „ręczy jak Ro-czitnik". Gdy coś przeszkadza spać v/ nocy, szura po strychu lub za oknami, to na pewno „Roezitnik rokuje", czyli rozrabia. Ale na ogół trzyma się on z dala od domostw, w zaroślach wierzbowych, po rowach i błotkach. Zwodzi lu- dzi, wywołuje silny wiatr, plącze drogę. Związany jest z wierzbą, toteż wierzbie przypisywano od ■ wieków właściwości uzbrajające...... przeciw złym mocom. Z pogańskich czasów • przeszły wierzbowe bazie, już poświęcone, do checz " kaszubskich jako symbol powodzenia i przeciwdziałania różnym chorobom. Rokitnik ma też partnerkę, Ro-kitnicę. I ona chowa się w miejscach ustronnych nad jeziorami i rzekami i rozkochana w niczym nie krępowanej swobodzie opiekuje się dzikimi stworzeniami i wszelkimi istotami spragnionymi wolności, również w miłości... Rodowód Rokitnicy odnajdujemy w starożytnej Grecji. ■W słynnych Tesmoforiach, święcie kobiecym, gałązka wierzby symbolizowała płodność i przynosiła miłosnym' związkom owoc. Natomiast Mornica (nie plątać z Morą — patrz dalej pod M) była wyjątkowo antypatyczna i dobrze, że jej już w naszych stronach nie widać. Demon ten, o postaci starej, brzydkiej baby, roznosił o północy zarazę po wsiach. Za to Mogilnik wciąż żyje u nas: t*am, gdzie usypiska kamieni, gdzie stare kurhany i samotne mogiły samobójców, sły-•chać wieczorami, jak Mogilnik płacze. Kto nie wierzy, niech sprawdzi, najlepiej na Czystych Polach (patrz pod MŁODOKASSUBI Buch społeczno-polityczny zwany młodokaszubskim zrodził się na początku naszego stulecia, w 1909 roku uzyskując swe ogólne programowe oblicze. Aleksander Majkowski tak wtedy w „Gryfie" (patrz pod G), piśmie Młodo-kaszubów, uzasadniał jego powstanie: „Duch czasu dużo się do powstania ruchu naszego przyczynił. Na całym obszarze Słowiańszczyzny widzimy gorączkową pracę około ocalenia ludów przed naporem germanizmu. Nic dziwnego, że kresy kaszubskie za przykładem Wielkopolan wchodzą w walkę". Do zjazdu organizacyjnego Towarzystwa Młodokaszubów doszło jednak dopiero w czerwcu 1912 roku. Przybyło na zjazd, który odbył się w Gdańsku, prawie pięćdziesięciu .przedstawicieli nie tylko ' z Kaszub i Pomorza, ale i z Poznania, Warszawy, Łodzi i Wilna. Przedyskutowano statut, który głosił w paragrafie pierwszym, że celem Towarzystwa jest: „Podniesienie ludności kaszubskiej pod względem kulturalnym, gospodarczym i politycznym". Do zarządu powołano: ks. Ignacego Cyrę na stanowisko prezesa, Aleksandra Majkowskiego jako sekretarza i dra Franciszka Kręc-kiego jako skarbnika. Ogromną rolę w działalności Towarzystwa odegrał obok Maj-kowskiego ks. Wacław Wojciechowski. Organizacja Młodokaszubów istniała jednak krótko, rozproszyła ją pierwsza wojna światowa. Powstanie niepodległej Polski, do której wróciła znaczna część Kaszub, wymagało sformułowania nowych założeń ruchu, do czego jednak nie doszło. W okresie międzywojennym grupa pisarzy i działaczy, którzy wyszli z kręgu Młodokaszubów, skupiała się jeszcze przez pewien czas wokół pisma „Gryf". Dziś po śmierci ks. Józefa Wryczy (patrz pod W) ostatnim żyjącym Młodokaszubą jest przebywający na emigracji ks. dr Kamil Kantak